niedziela, 15 lutego 2015

WYBORY PREZYDENCKIE. KAMPANIA TRWA. Co to ma wspólnego ze zdrowym odżywianiem?

Z zawodu jestem politologiem, dodatkowo skończyłam specjalizację dziennikarską. Mimo iż, nie pracuję w zawodzie interesuję się życiem społeczno-politycznym. Nie jestem też nawiedzonym ekologiem, ale chcę wiedzieć, co daję swoim dzieciom na talerzu. Dlatego uważam,że jest to temat ważny, kontrowersyjny i warto o nim rozmawiać.
Ostatnio moją uwagę przyciągają wybory prezydenckie.
Czy wiecie, że  prezydent Komorowski podpisał ustawę o GMO? Ja nie wiedziałam.
Ustawa ma za zadanie porządkować nasz rynek pod względem obecności organizmów modyfikowanych. Wprowadzony został specjalny rejestr upraw, którego dotychczas nie było i zwrócono uwagę na zagrożenie skażenia transgenicznego. Jednak jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a zwłaszcza w nowych definicjach ustawowych.
Nowe prawo stwierdza, że uwalnianiem GMO nie jest sprowadzanie nasion na cele paszowe i żywnościowe. W związku z tym można legalnie sprowadzać do Polski tony nasion GMO i to w celach produkcji żywności i pasz. Poprzednio za uwalnianie i obrót GMO bez zezwolenia groziła kara 12 lat więzienia. Oznacza to, że zawartość naszych talerzy będzie drastycznie bardziej szkodliwa.
 GMO, genetycznie modyfikowane organizmy tworzy się za pomocą technik nie występujących w naturze – przy pomocy tzw.  inżynierii genetycznej.
Technologia GMO może być stosowana w odniesieniu do mikroorganizmów (zwykle dla celów przemysłu czy farmacji) i to nie budzi większych kontrowersji, bo takie GMO znajdują się pod kontrolą i nie wydostają się do środowiska. Wątpliwości dotyczą genetycznie modyfikowanych roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych – po pierwsze dlatego, że GMO wkracza do produkcji żywności, po drugie zaś, produkcja ta odbywa się w środowisku naturalnym. Obawy dotyczą więc zarówno bezpieczeństwa zdrowotnego, jak i zagrożeń środowiskowych.
Wbrew często spotykanym opiniom, że “rolnicy zawsze produkowali GMO”, z GMO zaczęto eksperymentować w laboratoriach dopiero około 30 lat temu, a z GMO w rolnictwie i na talerzu mamy do czynienia od zaledwie 17 lat. Trudno więc dziś ocenić długotrwały wpływ roślin GMO na środowisko i na nasze zdrowie. Czas obserwacji jest bowiem zbyt krótki, a badania, które się wykonuje, w większości nie pozwalają ocenić skutków długotrwałej diety zawierającej GMO ani jej wpływu na kolejne pokolenia.
Uprawy GMO są reklamowane jako remedium na niedostatek żywności na świecie. Producenci twierdzą, że dają one wyższe plony niż uprawy tradycyjne. W rzeczywistości kwestia ta jest raczej dyskusyjna -  wiele poważnych analiz pokazuje, że odmiany GMO wcale nie są bardziej wydajne. Dzieje się tak, ponieważ najczęściej uprawiane rośliny GMO nie zawierają wcale modyfikacji, które miałyby zwiększać urodzaj. Rośliny te w większości mają bowiem jedynie dwie modyfikacje: sztucznie wbudowaną odporność na opryskiwanie środkiem chwastobójczym (np. Roundupem) lub zdolność do samodzielnej produkcji naturalnego środka owadobójczego (bakteryjna toksyna Bt). 95% roślin GMO uprawianych na świecie posiada jedną z tych cech, albo obie na raz. Z tym wiąże się pewne niebezpieczeństwo, bowiem uprawy GMO -  z jednej strony same produkują pestycydy (bakteryjna toksyna Bt), a z drugiej -  kilka razy w sezonie wegetacyjnym są spryskiwane środkami chwastobójczymi.
Producenci GMO próbowali przekonywać, że Roundup jest biodegradowalny i zupełnie nieszkodliwy, co sądownie uznano za nieuczciwą reklamę. Próbowali też przekonywać konsumentów, że toksyna Bt nie wchłania się z przewodu pokarmowego, nie stanowi więc zagrożenia dla ludzi. Jednak w majowym numerze czasopisma Reproductive Toxicology dwóch naukowców z Uniwersytetu Sherbrooke w Kanadzie przedstawiło dowody, że pestycydy pochodzące z upraw GMO mogą przedostawać się do krwi konsumentów. Toksynę Bt a także herbicydy i produkty ich rozpadu wykryto m.in. we krwi kobiet ciężarnych i we krwi pępowinowej noworodków. Należy przy tym pamiętać, że w Kanadzie większość upraw rzepaku czy kukurydzy to odmiany GMO…
Słyszy się często, że Amerykanie od lat jedzą GMO i “nic im nie jest”. Mało kto jednak wie, że w USA nie znakuje się GM żywności – nie ma więc możliwości wykonania badań porównawczych! Nie ma zatem żadnych dowodów, że ta żywność nie szkodzi. Równie dobrze można sądzić, że jest ona jedną z przyczyn nasilenia plagi chorób cywilizacyjnych w USA.
Nawet więc jeżeli nie obserwowano dotąd ostrej toksyczności GM produktów, to z pewnością żywność ta nie należy do zdrowej żywności. A odległe efekty jej spożywania poznamy po latach. Może się okazać, że będzie tak, jak w przypadku papierosów, których producenci przez lata zapewniali o ich bezpieczeństwie.
Oprócz potencjalnych zagrożeń zdrowotnych, z GMO wiążą się także zagrożenia dla środowiska i problemy o charakterze społeczno-ekonomicznym. Te ostatnie wydają się dziś najpoważniejsze! Będą się one wiązały z eliminacją tradycyjnego modelu rolnictwa i wzrostem bezrobocia na wsi, latyfundyzacją obszarów rolnych, uzależnieniem rolników od dostaw opatentowanego ziarna siewnego, zapaścią rolnictwa ekologicznego, etc. Ponadto, grozi nam utrata rynków zbytu w Europie, gdzie mamy obecnie pozycję lidera w produkcji zdrowej i smacznej żywności. Na naszą produkcję rolną jest popyt, zaś żywność wytwarzana z upraw GMO nie znajduje zbytu w Europie, co jest m.in. przyczyną strat ponoszonych przez rolników amerykańskich.
Warto pamiętać, że potęgi rolnicze Europy, takie jak Niemcy, Francja czy Włochy nie oglądając się na przepisy unijne – wprowadziły zakazy upraw GMO. Zrobiły to w trosce o swój interes ekonomiczny, o swoich rolników i konsumentów. Zakazy upraw GMO obowiązują także w Grecji, Luksemburgu, Szwajcarii, na Węgrzech i w Bułgarii. Irlandia i Walia niemal w 100% objęte są strefą wolną od GMO, Anglia w 50%. Obecnie, Parlament Europejski pracuje nad nowymi przepisami, które pozwolą krajom członkowskim samodzielnie decydować o zakazach upraw GMO w oparciu o argumenty społeczne, ekonomiczne i zagrożenie środowiska.[1] 
I po co nam to?
.IB Image
1. Dr hab. Katarzyna Lisowska jest absolwentką Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Pracuje na stanowisku profesora w Centrum Badań Translacyjnych i Biologii Molekularnej Nowotworów (d. Zakład Biologii Nowotworów), Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie, Oddział w Gliwicach. Jest też członkiem Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska w kadencji 2010 -  2014.
2. http://wgospodarce.pl/informacje/18674-wiele-panstw-ue-chce-byc-wolnymi-od-gmo-tymczasem-prezydent-komorowski-wlasnie-wprowadzil-do-polski-taka-zywnosc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz